Po miesiącach przygotowań logistycznych i organizacyjnych, po okresie praktyki i warsztatów ze stylem Wu Tai Chi, po zawirowaniach w planie podróży (lot przesunięty o 6 godzin) przyszedł moment długo oczekiwanego celu – Chiny i warsztaty Tai Chi w Guangfu.
Droga z Pekinu, gdzie lądowaliśmy, prowadziła 400 km na południowy-zachód do Guangfu – co dzięki super szybkiemu pociągowi z Pekinu zajęło nam bagatelne 1,5 godziny. Pociąg pędzący 300 km/godz. był tak cichy i stabilny, że nie zdradzał swojej piekielnej prędkości – wskazywał to licznik na monitorze w każdym wagonie pociągu.
Podróż z Warszawy przez Pekin skończyła się kursem taksówki do innego świata – do Guangfu. To administracyjnie patrząc dzielnica Handan, miasta w prowincji Yongnian. Tam mieliśmy spędzić nasz tydzień pobytu i praktyk z Mistrzami Tai Chi stylu Wu.

Najstarszą częścią miasta – Guangfu zobaczyliśmy po raz pierwszy z okien taksówki przeciskającej się nocą przez gwarne uliczki miasteczka, którego światła, zapachy, okrzyki sprzedawców, muzyka z knajpek wywoływały ciekawość i uśmiech. Ten gwar i dynamika towarzyszyła nam przez cały tydzień pobytu. Ulice, które są również chodnikami, duktami riksz, czasem parkingami czy przystankami tętniły pulsem miasteczka. Tu samochody czy piesi nie zatrzymują się, nie przerywają ruchu – wszyscy równocześnie podążają za poszukiwaniem przestrzeni dla siebie, dostosowują drogę, tempo i kierunek, używając klaksonu, gestu by dotrzeć do celu.
Dla mnie to był pierwszy przejaw jakości Tai Chi w życiu tego miasta. Nic nie dominuje, nikt nie walczy, nie upiera się przy swoim kierunku – oni się dostosowują. Naprawdę niezwykłe. Nie próbujcie tego w Polsce. Tu to nie działa…
Spotkanie z Mistrzami miał rozpocząć się uroczystą inauguracją w wielkim hotelu Stowarzyszenia Tai Chi, z którym sąsiadował nasz mały hotelik. Rangę i wagę wydarzenia zapowiadały przygotowane dla nad stroje z logo szkoły Mistrza Zhai Weichuan’a, w które mieliśmy się ubrać. Rozmach i skala przygotowań naszych gospodarzy zaskoczyła jednak nas wszystkich i przerosła nasze najśmielsze oczekiwania.
Po wejściu do sali konferencyjnej czekała na przemówienia i pokazy – oświetlona banerem: „Wu Tai Chi International Exchange Meeting 2024” – scena. Widownia natomiast, ze stołami pokrytymi zielonym suknem czekała na nas, gdzie imiennie oznaczone miejsca wskazywały miejsca dla każdego z nas. Tak rozpoczął się tydzień pod opieką chińskich gospodarzy.

Pierwszego dnia nie zabrakło wielu emocji – pierwszą falę wywołało zaproszenie na scenę jako część pokazów Tai Chi, które dla nas przygotowano. My mieliśmy zaprezentować jako polska grupa uczestników konferencji – 37-ruchową formę stylu Wu Tai Chi. Dodam tylko, że nie wiedzieliśmy o tym wcześniej. Byliśmy połączeniem grup pochodzących z dwóch szkół: Andrzeja Kalisza i Radka Węglarza, co sprawiało, że nigdy ze sobą w tej łącznej grupie nie ćwiczyliśmy. A tu miał nastąpić debiut – na oczach zgromadzonych, Mistrzów, nauczycieli, praktyków i działaczy Tai Chi Chuan. Po raz kolejny sprawdziła się prawda Tai Chi – dostosuj się, obserwuj i podążaj. Nasze przygotowanie, uważność na siebie i radość bycia tu i teraz, zaowocowały spotkaniem w równowadze i płynącą we wspólnym nurcie formą.

Właśnie tam mieliśmy okazję po raz pierwszy poznać naszych Mistrzów – 5 i 6 pokolenie spadkobierców stylu Wu czyli: Zhai Weichuan i jego syn Zhai Shizong . Starego Mistrza – jak nazywa się tu Mistrza Zhai Weichuana zobaczyliśmy z przemową inauguracyjną. Mistrz Zhai wchodził na scenę powoli i ostrożnie, niezdarnie choć lekko jak na osobę w dostojnym już wieku – 83 lat. Jego niepewność znikała gdy zatapiał się w ruch Tai Chi. Jego ruchy były małe, nieprzesadne, ale pełne zharmonizowanego przepływu i mocy. Ruchem wskazywał nam ścieżkę stylu Wu Tai Chi a słowami dopowiadał drogowskazy. Słowami pełnymi symboliki budził wyobraźnię i inspiracje. Mistrz potrafi drogą technicznych wskazówek, opisujących mechanikę ruchu, czy jego intencję, w rzeczywistości przekazywać sentencje o życiu, poszukiwaniu równowagi i pielęgnowaniu kontaktu ze sobą. Takie właśnie jest Tai Chi.
Kolejne dni pulsowały rytmem spokoju, skupienia i wspólnej pracy. Materiał treningowy opierał się na korektach i pracy z 37-ruchową formą stylu Wu Tai Chi i nauce formy Wu Bu Ba Fa, a kończyły blokiem treningów Pchających Rąk. W czasie treningów towarzyszyła nam grupa uczniów z Handżan, która na wspólne 3 dni praktyki przejechała do nas 1000 km. Uhonorowała nas też prezentami i zaproszeniem na wspólne, uroczyste przyjęcia. Na te serdeczności i uroczystości nie byliśmy przygotowani, więc pozostało jak zawsze… podążać za tym. W trakcie treningów pojawiali się też gościnnie mistrzowie innych szkół. Wielką przyjemnością i inspiracją było obserwowanie ich ruchów: pełnych wewnętrznej siły, głębokiej harmonii i samoświadomości. Tai Chi pulsowało w nas i wokół nas.

Ta niezwykła mieszanka obserwacji, własnej praktyki, pięknych i inspirujących słów i korekt obu Mistrzów, przenikania się ruchu, zatrzymania, świadomości siebie i uważności otoczenia owocowała niezwykłą siecią powiązań. Miałam poczucie, że w tych chwilach praktyki trwała nieprzerwana komunikacja, w której słowa nie były potrzebne. To komunikacja, której przepływ nie blokowały żadne bariery: języka, różnice kulturowych czy poziomu doświadczenia. Ta ścieżka Tai Chi łączyła i prowadziła nas we wspólnym oddechu skupienia. Przyjeżdżając do Chin każdy z nas miał swoje własne doświadczenia, swoją własną historię, swoje własne cele praktyki, jednak nie wykluczały to harmonijnego spotkania..
Mistrzowie wielokrotnie wyrażali podziw nad naszym skupieniem i zaangażowaniem, ale w całej powadze nauki pod ich czujnym spojrzeniem, w historycznej oprawie treningów niezwykłych miejsc w których przyszło nam ćwiczyć, skupienie przychodziło tak naturalnie jak oddychanie. Nasze treningi odbywały się w Centrum Stowarzyszenia Taichi jak i historycznych przestrzeniach Guangfu, tj: Wielka Rezydencja Rodziny Wu, Rezydencja Wu Yuxianga, Świątynia Słodkiej Rosy, na murach obronnych Starego miasta. Wszędzie też znalazła się chwila na zwiedzanie czy… chwile dla mediów. Nasz pobyt był dokumentowany wieloma zdjęciami i filmikami stanowiącymi dokumentację naszej konferencji, ale też pracy szkoły naszego Mistrz: Zhai Weichuna, którego dorobek i wiedza jest uznana za spuściznę kulturową Chin. Dzięki temu powstało wiele pamiątkowych filmów i reportaży, które pozostały dla nas niezwykła pamiątką tych chwil, miejsc i spotkań.
Jako podsumowanie tygodnia warsztatów stylu Wu Tai Chi miało być wieczorne spotkanie w domu Mistrzów, które rozpoczynało się egzaminem. Każdy z Polaków prezentował się w małej grupie wykonując formę Wu Bu Ba Fa, a po niej 37-ruchową formę stylu Wu.
Powaga, skupienie Mistrzów, mały dziedziniec, bliskość wielu obserwujących oczu wywołała wiele emocji. Po raz kolejny Tai Chi poprowadziło nas do równowagi, choć nie było to takie łatwe jak na co dzień. Pozostało podążać za grupą, swoimi doświadczeniami i poczuć spotkanie z oddechem, który stopniowo wygładzał rozedrgane emocje. Egzamin skończył się dla nas wszystkich pozytywnie. Stał się też okazją do cennych wskazówek i podsumowań. Każdy wyniósł z tej uroczystości bagaż inspiracji, pamiątkowy plakat z kaligrafią i certyfikat.
Po zdjęciach i dedykacjach na książkach autorstwa Starego Mistrza przyszedł czas na wspólną biesiadę, gwar rozmów z translatorami w komórkach i uroczyste toasty pomiędzy uczestnikami spotkania. Pożegnania były bardzo serdeczne i ciepłe, choć nasze „misie” na pożegnanie potrafiły „zamurować” niejednego twardziela.
Warsztaty stanowiły dla nas barwny kalejdoskop doświadczeń. Jednego pochłaniał tu spokój, płynność i miękkość stylu Wu, drugiego siła przenikających się przepływów rozluźnienia i napięcia dająca poczucie spotkania w równowadze ciała, umysłu i oddechu, a jeszcze innych przyciągała klarowność zestawianych w formie zastosowań bojowych poszczególnych ruchów formy. Tyle ilu uczestników tyle spojrzeń na tą samą formę, ten sam styl, ten sam ruch. To też piękna odsłona Tai Chi – każdy ma własne cele i własną ścieżkę.
Po tygodniu warsztatów Tai Chi w Guangfu przyszedł czas na tydzień pobytu w Pekinie. Tu każdy z nas realizował swój własny plan. Niektórzy postawili na smakowanie przepysznej kuchni pekińskiej, niektórzy łowili chwile na zakupach, niektórzy zwiedzali bliskie i dalekie cele, niektórzy przygotowywali się do kolejnych warsztatowych dni. Moim odkryciem a jednocześnie pomostem pomiędzy radosnym gwarem Guangfu a tłokiem i pośpiechem – był park. Poranne spotkania mieszkańców Pekinu na wspólne ćwiczenia, w których każdy znajdzie coś dla siebie – to moje najcenniejsze wspomnienia z tego wielkiego i tłocznego miasta. Obrazów, inspiracji i wrażeń z parku jest tak wiele, że to wymaga kolejnej opowieści.
Autorka: Kasia Żebrowska