Moje Tai chi
Po krótkiej namowie Radka na imprezie kończącej kolejny rok szkoły postanowiłem w ostatnim momencie napisać kilka słów o moim Tai Chi.
W życiu każdego człowieka jest moment kiedy traci nieśmiertelność i organizm mówi „ słuchaj stary dłużej nie dam rady wysiadam” . Ja żółtą kartkę otrzymałem już trzykrotnie. Najpierw siadł kręgosłup , później zatoki i alergia a na koniec wróciła mi zaleczona w dzieciństwie astma i do tego z dużym przytupem. Po wielu perturbacjach na kręgosłup pomogło chodzenie z kijami , odkryłem , że lepiej poświęcić rano godzinę dla organizmu niż latać po lekarzach co jest frustrujące i drogie. Gdy pojawiła się astma Pani doktor zasugerowała ,że albo zacznę ćwiczyć płuca albo będężarł enkorton ( najmocniejszy i najgorszy steryd ) do końca swych dni .
Wtedy około 3-4 lat temu na wiosnę moja koleżanka Ala wykupiła nam na Gruponie 3 miesięczny kurs Tai Chi i dla mnie była to miłość od pierwszego wejrzenia.
Szybko odkryłem iż te „ powolne ruchy ” wcale nie są takie proste a zmuszają organizm do pozytywnego wysiłku. Radek , który jest naszym guru Tai Chi jest również świetnym trenerem i obserwatorem. Dozował nam precyzyjnie „ jak lekarz kroplówkę” kolejne tajniki długiej formy i innych tajników Stylu Białego Żurawia , wyzwalając w nas zapał i entuzjazm do dalszych ćwiczeń.
Ponieważ zawsze powtarzał , iż daje nam tylko narzędzia a reszta zależy od nas , postanowiłem to wykorzystać i do codziennych porannych kiji zacząłem wprowadzać ćwiczenia poszczególnych części formy w miarę ich poznawania. Radek jest dokładnym instruktorem i zapamiętanie całej formy zajęło nam rok czasu . Chwała mu za to gdyż nie jest to takie proste. Wkrótce moi poranni znajomi wyprowadzający swoich pupili na spacery przyzwyczaili się do tego , że na małej polance wśród działek (mieszkam na Stokach) jakiś facet w dziwny sposób wymachuje rekami jakby pływał wodzie.
Ćwiczenie codzienne uzależnia zwłaszcza jak człowiek widzi efekty . Codzienna koncentracja na oddechu wczuwaniu się w organizm , zwracanie uwagi na jego ograniczenia i próby ich pokonania pozwala czerpać radość z każdego treningu .
Ja mam dodatkowe benefity. Astma się prawie cofnęła, kręgosłup nie boli i codziennie rano „ładuję organizm” pozytywną dawką energii.
Na monotonię nie ma co liczyć gdyż Tai Chi to długa droga z samym sobą .
A na koniec najważniejsze , to sama szkoła Tai Chi jej atmosfera i ludzie którzy ją tworzą. Dzięki niej przynajmniej w moim wypadku staram się zrobić wszystko oby być na wszystkich zajęciach i ciszyć się byciem w gronie wspaniałych ludzi, dowcipnych, przyjacielskich, lubiących żarty i zabawę
I po prostu cieszących się życiem.
Pozdrawiam Was wszystkich i dziękuję.
Adam