Tai Chi Chuan – droga do „środka”

TAI CHI CHUAN – DROGA DO „ŚRODKA”

Tomasz Grycan

[email protected]

 

Opanowanie Taijiquan jest trudne. Nie da się go tylko intelektualnie zrozumieć. Aby móc go realnie, bojowo wykorzystać, należy „wzbudzić” w sobie te umiejętności. Nie dochodzi w nim do „narzucania” sobie sztywnych zewnętrznych wzorów ruchu, ale stara się poprzez nie, obudzić w sobie i wyzwolić swój własny „potencjał”. Wymaga to całkowitego „przebudowania” siebie. Dlatego też każdy z ekspertów Taijiquan wypracowuje swoją własną „manierę”, nie dającą się ocenić tylko ograniczonymi zewnętrznymi kryteriami.

Można wydzielić cztery etapy poznawania Tai Chi Chuan:

1. Wiedza

W początkowym okresie dostaje się bardzo dużo „suchych” informacji. Ta wiedza ma umożliwić ćwiczącemu, chociaż w minimalny sposób odtworzenie ruchów instruktora, który uczy go. To podstawowe dane o ułożeniu ciała charakterystycznym dla danego stylu. Na tym etapie osoba stara się tylko zewnętrznie skopiować obraz ruchu, stworzyć sobie w głowie pierwszy szkielet. To trudny czas. Ruchy są sztywne i męczące. Wszystko co robi się wtedy, wydaje się nie mieć zbytniego sensu.

2. Zrozumienie

Jeśli ćwiczącemu starczy zapału i przebrnie przez pierwszy etap nauki, poznawanie tej sztuki zaczyna się pogłębiać. Kiedy wysłuchało się już wielokrotnie tych samych wskazówek nauczyciela i „uleżały się one w głowie”, dochodzi do powolnego łączenia ich w jedną całość. Zaczyna się rozumieć dlaczego, poszczególne części ciała ustawia się w określony sposób. Na przykład, jeśli zbyt wysoko uniesie się łokieć, spowoduje to napięcie barku.
Stopniowo ćwiczący intelektualnie bada wszystkie ruchy w poznawanym systemie i stają się one dla niego zrozumiałe i oczywiste.

3. Czucie

Przejście do kolejnego etapu, wymaga znacznie większego zaangażowania od ćwiczącego. W tym momencie bardzo ważna jest już praktyka. Na nic zda się czytanie fachowej literatury w fotelu. Teraz już tylko samo ćwiczenie może coś przynieść. Stopniowo następuje oswojenie się z zewnętrzny ruchem i zaczyna się go czuć od środka. Samemu „wie się” czy łokieć jest ustawiony odpowiednio, bo czuje się na przykład napięcie w barku, jeśli był zbyt wysoko uniesiony. Na tym etapie można już właściwie samodzielnie korygować ułożenie ciała w ruchu, bo nabyło się umiejętność „słuchania” swojego ciała.

4. Prawidłowe wykonanie 

Do tej chwili ćwiczący starał się wpasować w „zewnętrzne ruchy”, jakie podpatrzył u swojego nauczyciela. Teraz zaczyna tworzyć coś całkiem swojego. Na bazie „wiedzy”, „zrozumienia” i „czucia”, stara się wypracować swoje własne „prawidłowe wykonanie”. To bardzo długa i mozolna droga.
Do tego momentu wykonywane ruchy były puste w środku niczym wydmuszka. Od tej pory zaczynają być wypełniane od środka. Stopniowo następuje całkowite „przebudowanie”. Na końcu tej drogi „wewnętrznej pracy” powstaje ruch, który jest w stanie wykorzystać cały potencjał ciała. Na tym etapie nie liczy się już tylko sprawność mięśni, ale także elastyczność ścięgien i stawów oraz siła kości. To dlatego 90-letni eksperci Tai Chi Chuan bez problemów pokonują w walce młodych. Choć z pozoru są słabsi fizycznie, to jednak wykorzystują w ruchu całe swoje ciało. Generowana w ten sposób „całościowa siła” i umiejętność jej użycia w odpowiednim momencie, jest w stanie powalić nawet najsilniejszych.

Większość osób ćwiczących Taijiquan zatrzymuje się na „trzecim etapie”. Ciągle kurczowo trzymają się swojego nauczyciela i oczekują od niego, że całą pracę wykona on za nich. Czekają, aż przekaże im jakieś skrywane tajemnice i ich umiejętności nagle rozkwitną. Nie rozumieją, że nauczyciel może dać im tylko „klucz”, a oni sami muszą go odpowiednio użyć. Mistrz jest tylko przewodnikiem na Drodze, a nie tragarzem, który wniesie ich na szczyt góry.

Kiedy ich praktyka staje w miejscu, oskarżają o swoją nieudolność nauczyciela i odwracają się od niego. Następnie rozpoczynają naukę u kogoś nowego i znowu sytuacja się powtarza. Najpierw praktykują u lokalnych instruktorów, potem tłumaczą sobie, że miejscowy poziom jest zbyt niski i rozpoczynają edukację u chińskich nauczycieli. Kiedy i to nie przynosi wymarzonych efektów, niektórzy udają się do Chin i tam uczą się u źródła. Kiedy i to nie pomaga, rozżaleni przestają cokolwiek ćwiczyć, mówiąc, że mistrzowie wtajemniczają w zaawansowane obszary tylko Chińczyków. W ten sposób zyskują rozgrzeszenie: „oni bardzo chcieli nauczyć się Taijiquan, ale ukrywano je przed nimi”.

Tymczasem sekret mistrzowskich umiejętności jest bardzo prosty: „kilkugodzinny codzienny samodzielny trening”. Opanowanie Tai Chi Chuan wymaga ogromnej pracy „w środku”. Niezbędne jest nabycie umiejętności wsłuchania się we własne ciało. Tylko wtedy można poczuć wszystkie napięte miejsca i w pełni je rozluźnić, a dzięki temu wyeliminować blokady, które hamują ruchy. Powoli dzięki wewnętrznej autokorekcie wypracowuje się odpowiednią „strukturę ciała”, która daje możliwość zjednoczenia się z własnym „centrum” („Tan Tien”). Kiedy już się w pełni zlokalizuje swój własny środek ciężkości, można zacząć uczyć się go wykorzystywać. Dzięki kontroli nad „Tan Tien”, nabywa się umiejętność szybkiego przemieszczania się, a także możliwość „ukrycia” swojego „centrum”, przez to o wiele łatwiej i skuteczniej można się bronić. Po „zamaskowaniu” swoich słabych miejsc, można przejść do wykrywania „centrum” przeciwnika i odpowiednio zaatakować go.

Nasze ciało jest bardzo skomplikowanym „urządzeniem”. Jesteśmy w stanie wykonywać kilkanaście rzeczy równocześnie. Na przykład iść ulicą, zapisywać w tym samym czasie w notesie jakieś obliczenia, myśleć przy tym o kolacji wieczorem, uważać na ruch dookoła i rozpoznawać jeszcze mijanych ludzi. Jesteśmy stale w kilkunastu „miejscach” na raz. Ta wielowątkowość naszych działań jest olbrzymim osiągnięciem i daje nam wielkie możliwości twórcze. Z drugiej jednak strony przynosi niebezpieczeństwo nadmiernego rozproszenia, wszak za umysłem („Yi”) podąża energia („Qi”). Bardzo często dochodzi do zbytniego „przeładowania”, za dużo rzeczy bierzemy na siebie. Nieustannie analizujemy co już zrobiliśmy i co jeszcze mamy do zrobienia, a przez to żyjemy w ciągłym stresie. Wyrwanie się z tej pętli jest bardzo trudne.

Praktyka Tai Chi Chuan wymusza nabycia umiejętności ześrodkowania naszej uwagi, bycia w „jednym miejscu” i działania „ze środka”. Można powiedzieć, że kiedy przebywamy w chaosie codzienności, nasz środek ciężkości unosi się wysoko aż do głowy, bo nasz mózg jest nieustannie atakowany różnymi bodźcami. Nasza uwaga jest ciągle poza naszym ciałem.
Chińczycy mówią o praktykujących Taijiquan, że są jak zabawka „Wańka-wstańka”, w której środek ciężkości jest bardzo nisko położony i kiedy pchnie się ją silnie, sama wraca do pionu. O ludziach zachodu mówią, że mają zbyt ciężką głowę i dlatego łatwo się sami przewracają.

Chińscy mistrzowie propagujący Taijiquan na świecie, często w wywiadach pytani są o różnice pomiędzy ich chińskimi i zachodnimi uczniami. Najczęściej odpowiadają wtedy, że w Chinach ludzie mają małą znajomość teorii, ale dużo ćwiczą, na zachodzie dużo wiedzą, ale niewiele praktykują. Chińczycy przychodzą na treningi, aby dowiedzieć się jak mają ćwiczyć w domu. Na zachodzie ćwiczy się tylko na treningach, w domu już nie zajmuje się tym.

Tai Chi Chuan jest trudną sztuką, stara się wykorzystać „połączenie” wszystkich części ciała w jedną całość. Edukacja jest dłuższa, praktyczne umiejętności przychodzą wolniej, ale działa się zgodnie z naturalnym rytmem własnego ciała. Choć wymagany jest znacznie dłuższy okres treningu, aby móc wykorzystać swe umiejętności na ulicy, to jednak zachowuje się bardzo wysoki poziom bojowej skuteczności do późnej starości. Oczywiście tylko pod warunkiem, że wcześniej uda się odnaleźć… swój „środek”.

Artykuł pochodzi ze strony Tomasza Grycana  www.wudang.pl